Dobra księgowa to skarb

Beata Bukowiecka – ekonomistka, księgowa, przedsiębiorczyni i właścicielka biura rachunkowego łączącego polski i niemiecki rynek – jest laureatką prestiżowej nagrody Magnolia Biznesu w kategorii Ikona Biznesu. To wyróżnienie przyznawane kobietom, które swoją pracą, odwagą i postawą inspirują innych do działania. W szczerej rozmowie opowiada o drodze z małej lubelskiej miejscowości do własnej firmy działającej po dwóch stronach granicy, o sile konsekwencji i o tym, dlaczego księgowość to zawód, który zasługuje na więcej zainteresowania i szacunku.

Beato, na wstępie gratuluję nagrody. Czy ma ona dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Ogromne! Szczerze mówiąc, byłam tak zszokowana, że… spadłam w domu ze schodów. (śmiech) Zawód księgowego jest w Polsce bardzo niedoceniany. Biura rachunkowe rzadko zauważa się w rankingach czy konkursach. Ludzie często myślą: „księgowe są nudne, siedzą w dokumentach”. A to zupełnie nieprawda. Nasza praca jest fascynująca i bardzo odpowiedzialna.

W jaki sposób?

Księgowość to nie „wklepywanie” dokumentów. Trzeba znać strukturę firmy, rozumieć przepisy, umieć czytać dokumenty, analizować. Mechaniczne czynności to tylko ułamek pracy. A w Polsce często traktuje się księgowe po macoszemu.

Jak zaczęła się Twoja droga do zawodu?

Pochodzę z małej wsi na Lubelszczyźnie. Nie było dostępu do bibliotek, Internetu, możliwości głębszej edukacji. Do liceum ekonomicznego się nie dostałam, bo nie miałam, jak przygotować się do egzaminu, więc ukończyłam liceum o profilu ogólnorolnym, więc z zawodu jestem też rolnikiem. Ale cały czas marzyłam o ekonomii.

Gdy poznałam mojego obecnego męża, on zobaczył we mnie tę „iskrę”. Dzięki jego wsparciu poszłam na studia – już jako mama trzylatki. Miałam 27 lat, byłam starsza od reszty studentów, bardziej obowiązkowa. Często to ja pomagałam innym w statystyce czy rachunkowości. Studia ukończyłam z wynikiem 4,5, a moją pasją okazała się mikroekonomia. Pracę magisterską pisałam o ewolucji systemu podatkowego po 1990 roku – temat totalnie mnie wciągnął.

Pracowałaś też w urzędzie skarbowym, prawda?

Tak, dwa lata w dziale egzekucji podatkowej. To było jeszcze podczas studiów. Ta praca dała mi ogromne zrozumienie, jak funkcjonuje urząd i że po drugiej stronie też są ludzie.

Jak trafiłaś do prywatnej księgowości?

Po studiach poszłam na bezpłatny staż, mimo że miałam dwoje dzieci i tytuł magistra. Chciałam zobaczyć, jak wygląda praca od środka. Okazało się, że radzę sobie lepiej niż niektóre doświadczone księgowe, więc szybko dostałam etat. Dużo się tam nauczyłam.

A potem wyjazd do Niemiec.

Tak. Przenieśliśmy się tam całą rodziną, bez znajomości języka. Tylko mąż znał niemiecki, ponieważ już wcześniej uczył się i pracował w Niemczech. Ja zaczynałam praktycznie od zera. Po roku intensywnej nauki trafiłam do biura doradcy podatkowego, które dało mi szansę. Uczyłam się księgowości w niemieckim systemie, robiłam szkolenia. Nie było łatwo – bywałam jedyną osobą z Polski na kursach i pamiętam sytuacje, kiedy 200 osób odwracało się w moją stronę, gdy wyczytywano moje nazwisko.

Później nastąpiła przeprowadzka do Berlina?

Tak. Pracowałam w kancelarii adwokackiej. Zobaczyłam, jak ogromny jest rynek usług dla Polaków – księgowych, tłumaczy, lekarzy. Niestety część firm wykorzystywała niewiedzę i bezradność klientów. Pomyślałam więc: „zrobię to po swojemu – uczciwie, rzetelnie”. I otworzyłam własne biuro. Wynajęcie lokalu w Berlinie graniczyło wtedy z cudem, ale dzięki dyplomatycznym zdolnościom męża się udało.

Jak zdobywałaś pierwszych klientów?

Najprościej i najuczciwiej – poprzez klasyczne wizytówki. Spacerowałam i wkładałam je za wycieraczki aut z polskimi rejestracjami, rozdawałam w metrze, w sklepie, w urzędzie – wszędzie tam, gdzie słyszałam język polski. I ruszyło. Pracowałam wtedy po 12-14 godzin dziennie, ale opłaciło się.

W końcu przeprowadziliście się do Szczecina.

Biuro w Berlinie pozostało jako partnerskie, ale całą obsługę księgowo-podatkową przeniosłam do Polski. Pracowałam najpierw z mieszkania, a potem już z domu na Mierzynie. COVID przyzwyczaił nas do pracy online, ale psychicznie potrzebowałam wyjścia na zewnątrz. Dodatkowo coraz większa liczba klientów i rozwój sprawiły, że otworzyliśmy biuro w Szczecinie.

W czym dokładnie się specjalizujesz?

W księgowości niemieckiej. Obsługujemy: polskie firmy działające w Niemczech, szczególnie budowlane; firmy z Polski delegujące pracowników; niemieckie firmy prowadzone przez Polaków; pracowników, którzy wracają po sezonie i rozliczają roczne podatki, a także firmy z całej Unii Europejskiej, które muszą wypełniać niemieckie obowiązki sprawozdawcze. Jesteśmy zarejestrowani w Niemieckiej Izbie Doradców Podatkowych, więc reprezentujemy klientów przed niemieckim urzędem skarbowym oraz posiadamy ubezpieczenie od odpowiedzialności zawodowej na kwotę miliona euro.

Co najbardziej lubisz w swojej pracy?

Ludzi. W biurach niemieckich klienci praktycznie nie dzwonią – bo za każdy wykonany telefon, jak i czas z tym związany, otrzymują rachunek. Uważam jednak, że pewnych rzeczy nie da się załatwić mailem. Rozmawiam, tłumaczę, również uspokajam. Łączę i spotykam w tej pracy dwie mentalności: niemiecką – uporządkowaną, spokojną – oraz polską – spontaniczną, ale też często niecierpliwą.

Oprócz pracy działasz także społecznie.

Posiadam silny „gen społeczny”. Wspólnie z Angeliką Felską i Kają Bilską stworzyłyśmy projekt „Młodzież w Unii Europejskiej”, w ramach którego chcemy organizować spotkania edukacyjne oraz wyjazdy studyjne po krajach Unii. Czy otrzymamy środki na ten projekt, trudno powiedzieć, a sprawy proceduralne są długotrwałe i wymagają cierpliwości. Działam też lokalnie w gminie Dobra – staram się zachęcić mieszkańców do aktywniejszego działania w zakresie praw obywatelskich, bo uważam, że my, Polacy, za mało z nich korzystamy. Jestem również pomysłodawczynią projektu „Dobre Relacje”, w ramach którego staram się doceniać osoby, instytucje lub firmy, które w sposób wyjątkowy łączą relacje międzyludzkie z wykonywanym zawodem.

A życie prywatne? Masz czas jeszcze na inne aktywności?

Uwielbiam podróżować. Założyłam nawet na Facebooku profil „Szpilką po mapie. Nadążyć za marzeniami”, gdzie publikuję zdjęcia i ostatnio również wywiady. Jeden z nich obejrzało już 16 tysięcy osób!

Co powiedziałabyś na koniec o zawodzie księgowej?

To zawód ogromnego zaufania i odpowiedzialności. Mam stałych klientów od ponad 10 lat. To relacje oparte na wzajemnym szacunku. I bardzo żałuję, że to wciąż w Polsce niedoceniany zawód. Dobra księgowa to skarb – jak dobry lekarz czy prawnik. Kto to zrozumie, ten już nigdy nie zmieni księgowej. (śmiech)

Prestiż  
Grudzień 2025